czwartek, 31 stycznia 2013

Zniszczenia wojenne - Wrocław cz. I.

Uszkodzony ratusz w trakcie oblężenia. 


Widok z wieży ratuszowej w kierunku  
Placu Solnego po zakończeniu oblężenia.

Zniszczona ulica w centrum 
po zakończeniu oblężenia. 

Zniszczony budynek Poczty Głównej.

środa, 30 stycznia 2013

Sobótka i Bolesławiec.

"Widok Góry Sobotniej (Sobótka) w Szląsku Pruskim".
Rys. T. Podbielski (?), Tygodnik Ilustrowany nr 119/1862.

"Ratusz w Bolesławcu na Dolnym Szlązku".
Tygodnik Ilustrowany 1883 r.

"Sala niegdyś posiedzeń, obecnie restauracyjna,
w ratuszu w Bolesławcu, na Dolnym Szlązku".

Tygodnik Ilustrowany 1883 r.
 

Bitwa pod Szczawienkiem

 Od lewej: ułan (lansjer) i oficer
pułku nadwiślańskiego w 1807 r. 
Rys. B. Gembarzewski.

Bitwa pod Szczawienkiem (nad Strugą) 
(15 maja 1807 r.)


Na początku maja 1807 roku pruski gubernator Śląska von Gotzen na wieść o planowanym wyjściu z Wrocławia znacznych sił francuskiego garnizonu postanowił zaatakować miasto swoimi najlepszymi oddziałami. Dowództwo tej wyprawy objął mjr von Losthin. Przydzielono mu 8 kompanii strzelców (1130 bagnetów) i 2 szwadrony kawalerii (230 szabel) oraz 2 działa. Nocą 11 maja oddział ten wyruszył z twierdzy Srebrna Góra na Świebodzice, a dalej między Strzegomiem i Świdnicą na Kąty Wrocławskie. 14 maja zastąpiło mu tam drogą 8 kompanii bawarskiego 1 pułku piechoty liniowej, saski batalion piechoty i szwadron bawarskich szwoleżerów pod dowództwem gen. Lefebvre-Desnouettesa. W krótkim, acz gwałtownym starciu zwyciężyli Prusacy. Wzięli 422 jeńców, bawarską chorągiew, 2 działa 6-funtowe, 600 karabinów i tabory przeciwnika. Na wieść o wzmocnieniu załogi Wrocławia Losthin postanowił wracać. W marszu otrzymał wiadomość, że na nocleg do Strzegomia zmierza pułk polskich ułanów wracający z Italii do kraju. Zakładając, że łatwo rozbije tak słabego liczebnie przeciwnika zdecydował się atakować. Popełnił tym samym fatalny błąd, rzucając się na oddział z którym nawet przy swojej przewadze nie miał w zasadzie żadnych szans. Pułk ułanów Legii Nadwiślańskiej był bodaj najlepszą jednostką kawalerii swojej epoki. 14 maja stanęło w Strzegomiu ok. 280 konnych ułanów pod dowództwem mjr Świderskiego. Niby niewiele, ale był to żołnierz najtwardszy z twardych, zahartowany w wielu bitwach, absolutnie zdeterminowany by pokonać każdą przeszkodę na drodze do kraju, a przede wszystkim mistrz zabójczej superbroni polskiej kawalerii – krótkiej lancy. W rękach doświadczonych nadwiślańczyków była to broń o morderczej skuteczności, o czym rychło przekonali się żołnierze Losthina.
Wieczorem 14 maja gen. Lefebvre-Desnouettes dołączył do Polaków, po czym, zaalarmowani o nadchodzących Prusakach, o północy ruszyli w stronę Świdnicy. Losthin spóźnił się o dwie godziny. Po krótkim odpoczynku załadował swoją piechotę na wozy i ok. godz. 7 rano (15 maja) ruszył w kierunku Dobromierza. Tymczasem gen Lefebvre dołączył do polskich ułanów sprowadzony ze Świdnicy szwadron kawalerii, 2 kompanie bawarskiej piechoty oraz 3 działa. Z tymi siłami ok. godz. 11 zastąpił Prusakom drogę na równinie między Strugą oraz Szczawnem i Szczawienkiem. Losthin mając zablokowaną jedyną drogę w góry musiał przyjąć bitwę. Jego piechota przeszła przez Strugę i rozwinęła się na równinie. Było to 8 kompanii: Blachy, Clausewitza, Ingelsteina, Freyberga, Frankenberga, Rekowskiego, Stengla, i Sella,  (w sumie ok. 1000 bagnetów). Na prawym skrzydle ustawił na wzniesieniu 3 armaty dowodzone przez kpt. Za nimi jako osłona zajął pozycję szwadron huzarów mjr Stossela. Z tyłu jako odwód rozwinęli się dragoni rtm. Kleista i bośniaccy lansjerzy por. Prittwitza. Rzucił przeciwko nim 2 kompanie Bawarczyków, którzy w podchodząc w tyralierze rozpoczęli ogień karabinowy. W tym samym pułk ułanów stał w kotlinie na skraju lasu. Szwadronami dowodzili kapitanowie: kapitanowie Fijałkowski, Hupet, Skarżyński, oraz Stokowski. Na komendę gen. Lefebvre-Desnouettes 3 szwadrony dwóch liniach ruszył w kierunku Strugi. Widząc nadchodzących Polaków pruski odwód kawalerii rzucił się do kontr szarży. Był to błąd przesądzający o wyniku starcia. W „Popiołach” S. Żeromskiego opisał to wachmistrz Gajkoś. „Ruszą w Prusactwo z kopyta, po polsku, co duchu w szkapach. Lancami psubratów — durch. W mig wywrócone i w puch rozbite zostały szwadrony huzarów tabaczkowych i pięknych dragonów błękitnych z różowymi wyłogami i bośniaków z lancami". Gwałtowna szarża Polaków rozbiła pruską kawalerię i spędziła ją na piechotę. Lewoskrzydłowa kompania strzelców Blachy próbowała zmienić front, ale została błyskawicznie zniszczona. Pozostałe kompanie zdążyły sformować czworoboki. W tej chwili kapitan Fijałkowski z jednym szwadronem ułanów oraz bawarskimi szwoleżerami zaatakował prawe skrzydło Losthina. Zmiótł asekurujących działa huzarów, po czym ruszył na prawoskrzydłowe kompanie piechoty. Ułani przelecieli przez pruskie czworoboki. Część Prusaków od razu wołała o „pardon”, ale później strzelali z tyłu do ułanów. Jak wspominał po latach W. Dobiecki „Odwracano się wtedy i niemało wykłuto". Wszystko rozegrało się tak szybko, że bawarska piechota nie zdążyła nawet dobiec do pruskich pozycji. Polacy zdobyli wszystkie działa oraz tabory przeciwnika. Odbili większość jeńców wzięli pod Kątami. Sami wzięli do niewoli mjr Losthina, 13 oficerów oraz przeszło 300 szeregowych. Tylko niedobitki Prusaków uciekły w góry. Polacy stracili ok. 20 zabitych i rannych. Jako wyróżniających się w bitwie W. Dobiecki wymienił kapitanów Stokowskiego i Hupeta, poruczników Rybałtowskiego, Błońskiego. Dziurkiewicza, Ledochowskiego, wachmistrzów Pruskiego i Skarżyńskiego .

-------------------------------

Bibliografia:

Dobiecki W, Pamiętnik jazdy legionów, dodatek „Czasu", Lwów 1859,
Kukiel M, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, Poznań 1912,
Minkiewicz J, Ułani nadwiślańscy na Śląsku, Wojskowy Przegląd Historyczny nr 2/58. 
Hopfner J, Der Krieg von 1806 und 1807,  Berlin 1855. 

 ------------------------------


 Pomnik ku czci Ułanów Legii Nadwiślańskiej 
na Czerwonym Wzgórzu koło Szczawna Zdroju.

Wrocław wg. Wernera.

Widok Wrocławia w połowie XVIII wieku.
Rys. Friedrich Bernhard Werner.
(
Topographia Seu Compendium Silesiae. Pars II)

 Wschodnia część Wrocławia w połowie XVIII wieku.
Rys. Friedrich Bernhard Werner.
(
Topographia Seu Compendium Silesiae. Pars II)

Bitwa w Kraju Dziadoszan



Bitwa z Niemcami w Kraju Dziadoszan
(2 września 1015 r.). 

Było to finalne starcie kampanii, która rozpoczęła się w drugiej połowie sierpnia. Niemieckie siły główne miały uderzyć w centrum piastowskiego państwa – tradycyjnym już szlakiem niemieckich wypraw przez Krosno na Poznań. Tam miało dojść do walnej bitwy, która wobec niemieckiej przewagi technicznej dałaby wojskom cesarskim tak upragnione zwycięstwo. Plan był prosty a zwycięstwo zdawałoby się – prawie pewne. O wszystkim zadecydowała znakomita sprawność polskiego wywiadu. Dzięki swoim szpiegom Bolesław Chrobry znał cesarskie plany z dużym wyprzedzeniem i mógł się odpowiednio przygotować na przyjęcie nieproszonych gości, ściągając na zachodnią granicę wojska praktycznie z całego kraju. Początkowo Niemcy odnosili spore sukcesy. Pod Krosnem syn Chrobrego, Mieszko, nie zdołała zatrzymać cesarskiej kolumny i musiał się wycofać po zaciekłej walce z ciężkimi stratami. W tym samym czasie Bolesław zatrzymał nad Odrą drugą niemiecką kolumnę dowodzoną przez księcia Bernarda. Ten załadował swoje siły na łodzie i popłynął 30-40 km w dół rzeki i bez przeszkód wylądował na jej wschodnim brzegu. Ten pozorny sukces był jednak straszliwym błędem – oddalił bowiem oddziały Bernarda od Polaków, ale również od kolumny cesarskiej. Chrobry natychmiast przemaszerował pod Krosno i połączył się z Mieszkiem zostawiając przeciwko oddziałom Bernarda tylko siły osłonowe. Główna kolumna Henryka II wobec koncentracji polskich sił znalazła się nagle w bardzo niebezpiecznej sytuacji. Polacy mogli bez problemu odciąć ją od zaopatrzenia, zablokować i zagłodzić. Szybki odwrót był jedynym wyjściem. 1 września w Kraju Dziadoszan (między Odrą i Bobrem, prawdopodobnie gdzieś między Ochlą i Brzeźnicą) Niemcy po przedarciu się przez bór wyszli na polanę, za którą znajdowało się rozległe bagno. Nie mogli go przejść ani ominąć – na flankach pojawili się już polscy łucznicy. Przewodnicy (oczywiście podstawieni przez polski wywiad), którzy wprowadzili Niemców w taką pułapkę – zniknęli. Nadchodzili za to Polacy, na tyle silni, by pokusić się o wydanie walnej bitwy. Niemców uratowała szybka budowa mostu, po której główne siły przeszły przez bagno. Uciekli dosłownie w ostatniej chwili. Pozostawili tylko straż tylną dowodzoną przez biskupa magdeburskiego Gerona, saskiego palatyna Burcharda oraz margrabiego Gerona, a złożoną z wyborowych oddziałów. Odparły one dwa ataki Polaków, ale trzeci rozbił ich szyki . Uratowała się tylko niewielka grupa z arcybiskupem i rannym palatynem. Reszta została doszczętnie wybita. Zginął margrabia Gero, przeszło 200 najprzedniejszych rycerzy i kilkakrotnie większa liczba pośledniejszych wojowników. Kampania zakończyła się dla Niemców prawdziwą katastrofą. Cesarz uciekał aż do Merseburga. Polacy ponownie zajęli Łużyce i tylko niespodziewana powódź uratowała Niemców przed utratą Miśni.


Fragment z kroniki Thietmara opisujący bitwę w Kraju Dziadoszan:

"Kiedy w drodze powrotnej [cesarz] przybył do kraju Dziadoszan, rozbił na swoje nieszczęście obóz w pewnym ciasnym pustkowiu, którego jedynym mieszkańcem był pewien hodowca pszczół, później zresztą zabity [...] A gdy zawiadomiono go [Bolesława], że cesarz już się wyniósł, wysłał wielką liczbę pieszych do miejsca, w którym obozowało wojsko [niemieckie], z rozkazem, by starali się choć część tego zniszczyć, jeżeli nadarzy się do tego korzystna okazja. [...] Cesarz podążył naprzód i powierzywszy pozostałe wojsko abp. Geronowi, znakomitemu margrabiemu Geronowi oraz palatynowi Burchardowi, zalecił im, aby zachowali większe niż zazwyczaj środki ostrożności. Po pewnym czasie nieprzyjaciele ukryci w pobliskim lesie wznieśli potrójny okrzyk i zaraz potem rzucili się na nasze wojsko z łucznikami, którzy nadbiegli w zamieszaniu. Nasi dzielny stawiali opór przy pierwszym i drugim ataku i zabili wielu spośród nadbiegających. Lecz nieprzyjaciele nabrawszy otuchy na widok ucieczki niektórych spośród naszych, zwarli się i uderzywszy powtórnie rozpędzili wszystkich i wybili pojedynczo przy pomocy zdradzieckich strzał".

-----------------------------------------------------

Rysunek B. Gembarzewskiego jest odtworzeniem figur wojowników pruskich z płaskorzeźb drzwi katedry gnieźnieńskiej z 2 połowy XII wieku. Zdaniem autora przedstawienie to może być analogią do polskich lekkozbrojnych wcześniejszego okresu.