Od lewej: ułan (lansjer) i oficer
pułku nadwiślańskiego w 1807 r.
Rys. B. Gembarzewski.
Bitwa pod Szczawienkiem (nad Strugą)
(15 maja 1807 r.)
Na
początku maja 1807 roku pruski gubernator Śląska von Gotzen na wieść o
planowanym wyjściu z Wrocławia znacznych sił francuskiego garnizonu
postanowił zaatakować miasto swoimi najlepszymi oddziałami. Dowództwo
tej wyprawy objął mjr von Losthin. Przydzielono mu 8 kompanii
strzelców (1130 bagnetów) i 2 szwadrony kawalerii (230 szabel) oraz 2
działa. Nocą 11 maja oddział ten wyruszył z twierdzy Srebrna Góra na
Świebodzice, a dalej między Strzegomiem i Świdnicą na Kąty
Wrocławskie. 14 maja zastąpiło mu tam drogą 8 kompanii bawarskiego 1
pułku piechoty liniowej, saski batalion piechoty i szwadron bawarskich
szwoleżerów pod dowództwem gen. Lefebvre-Desnouettesa. W krótkim, acz
gwałtownym starciu zwyciężyli Prusacy. Wzięli 422 jeńców, bawarską
chorągiew, 2 działa 6-funtowe, 600 karabinów i tabory przeciwnika. Na
wieść o wzmocnieniu załogi Wrocławia Losthin postanowił wracać. W
marszu otrzymał wiadomość, że na nocleg do Strzegomia zmierza pułk
polskich ułanów wracający z Italii do kraju. Zakładając, że łatwo
rozbije tak słabego liczebnie przeciwnika zdecydował się atakować.
Popełnił tym samym fatalny błąd, rzucając się na oddział z którym nawet
przy swojej przewadze nie miał w zasadzie żadnych szans. Pułk ułanów
Legii Nadwiślańskiej był bodaj najlepszą jednostką kawalerii swojej
epoki. 14 maja stanęło w Strzegomiu ok. 280 konnych ułanów pod
dowództwem mjr Świderskiego. Niby niewiele, ale był to żołnierz najtwardszy z twardych, zahartowany w wielu bitwach,
absolutnie zdeterminowany by pokonać każdą przeszkodę na drodze do
kraju, a przede wszystkim mistrz zabójczej superbroni polskiej
kawalerii – krótkiej lancy. W rękach doświadczonych nadwiślańczyków
była to broń o morderczej skuteczności, o czym rychło przekonali się
żołnierze Losthina.
Wieczorem 14 maja gen. Lefebvre-Desnouettes dołączył do Polaków, po
czym, zaalarmowani o nadchodzących Prusakach, o północy ruszyli w
stronę Świdnicy. Losthin spóźnił się o dwie godziny. Po krótkim
odpoczynku załadował swoją piechotę na wozy i ok. godz. 7 rano (15
maja) ruszył w kierunku Dobromierza. Tymczasem gen Lefebvre dołączył
do polskich ułanów sprowadzony ze Świdnicy szwadron kawalerii, 2
kompanie bawarskiej piechoty oraz 3 działa. Z tymi siłami ok. godz. 11
zastąpił Prusakom drogę na równinie między Strugą oraz Szczawnem i
Szczawienkiem. Losthin mając zablokowaną jedyną drogę w góry musiał
przyjąć bitwę. Jego piechota przeszła przez Strugę i rozwinęła się na
równinie. Było to 8 kompanii: Blachy, Clausewitza, Ingelsteina,
Freyberga, Frankenberga, Rekowskiego, Stengla, i Sella, (w sumie ok.
1000 bagnetów). Na prawym skrzydle ustawił na wzniesieniu 3 armaty
dowodzone przez kpt. Za nimi jako osłona zajął pozycję szwadron
huzarów mjr Stossela. Z tyłu jako odwód rozwinęli się dragoni rtm.
Kleista i bośniaccy lansjerzy por. Prittwitza. Rzucił przeciwko nim 2
kompanie Bawarczyków, którzy w podchodząc w tyralierze rozpoczęli ogień
karabinowy. W tym samym pułk ułanów stał w kotlinie na skraju lasu.
Szwadronami dowodzili kapitanowie: kapitanowie Fijałkowski, Hupet,
Skarżyński, oraz Stokowski. Na komendę gen. Lefebvre-Desnouettes 3
szwadrony dwóch liniach ruszył w kierunku Strugi. Widząc nadchodzących
Polaków pruski odwód kawalerii rzucił się do kontr szarży. Był to błąd
przesądzający o wyniku starcia. W „Popiołach” S. Żeromskiego opisał to
wachmistrz Gajkoś. „Ruszą w Prusactwo z kopyta, po polsku, co duchu w
szkapach. Lancami psubratów — durch. W mig wywrócone i w puch rozbite
zostały szwadrony huzarów tabaczkowych i pięknych dragonów błękitnych z
różowymi wyłogami i bośniaków z lancami". Gwałtowna szarża Polaków
rozbiła pruską kawalerię i spędziła ją na piechotę. Lewoskrzydłowa
kompania strzelców Blachy próbowała zmienić front, ale została
błyskawicznie zniszczona. Pozostałe kompanie zdążyły sformować
czworoboki. W tej chwili kapitan Fijałkowski z jednym szwadronem
ułanów oraz bawarskimi szwoleżerami zaatakował prawe skrzydło Losthina.
Zmiótł asekurujących działa huzarów, po czym ruszył na prawoskrzydłowe
kompanie piechoty. Ułani przelecieli przez pruskie czworoboki. Część
Prusaków od razu wołała o „pardon”, ale później strzelali z tyłu do
ułanów. Jak wspominał po latach W. Dobiecki „Odwracano się wtedy i
niemało wykłuto". Wszystko rozegrało się tak szybko, że bawarska
piechota nie zdążyła nawet dobiec do pruskich pozycji. Polacy
zdobyli wszystkie działa oraz tabory przeciwnika. Odbili większość
jeńców wzięli pod Kątami. Sami wzięli do niewoli mjr Losthina, 13
oficerów oraz przeszło 300 szeregowych. Tylko niedobitki Prusaków
uciekły w góry. Polacy stracili ok. 20 zabitych i rannych. Jako
wyróżniających się w bitwie W. Dobiecki wymienił kapitanów
Stokowskiego i Hupeta, poruczników Rybałtowskiego, Błońskiego.
Dziurkiewicza, Ledochowskiego, wachmistrzów Pruskiego i Skarżyńskiego .
-------------------------------
Bibliografia:
Dobiecki W, Pamiętnik jazdy legionów, dodatek „Czasu", Lwów 1859,
Kukiel M, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, Poznań 1912,
Minkiewicz J, Ułani nadwiślańscy na Śląsku, Wojskowy Przegląd Historyczny nr 2/58.
Hopfner J, Der Krieg von 1806 und 1807, Berlin 1855.
------------------------------
Pomnik ku czci Ułanów Legii Nadwiślańskiej
na Czerwonym Wzgórzu koło Szczawna Zdroju.